Grać zamiast odkurzać
admin 1993-05-31
Rozmowa z Anną Radwan, aktorką Teatru Starego w Krakowie.
- Staje się Pani osobą coraz bardziej znaną w środowisku teatralnym. Jest pani jedną t. najbardziej obiecujących aktorek młodego pokolenia. Czy aktorem
trzeba się po prostu urodzić ?
- Trudno o jednoznaczną odpowiedź. Mogę jedynie powiedzieć o sobie, jaki jest mój stosunek do bycia aktorką. Ciągle jest to dla mnie zawód, który
sprawia mi bardzo dużo radości, daje strasznie dużo stresu, ale jest tak cudowny i fascynujący, nie zamieniłabym go na nic innego. Nie potrafiłabym chyba
pracować w biurze, wykonywać pracy na zlecenie, powiedzmy od godziny dziewiątej do szesnastej, potem mieć cały dzień, wieczór dla siebie. Tryb pracy
aktorskiej jest ze mną jakoś organicznie związany.
- Czy uroda aktorce pomaga, a może przeszkadza?
- Kobietom niezręcznie o tym mówić, może ze względu na taką fałszywą skromność, ale jednak... Mnie wydaje się, że uroda nie przeszkadza, a nawet w
wielu wypadkach bardzo pomaga. Źle, jeżeli przeszkadza w tym względzie, że aktorka nie może się rozwijać, bo się obsadza ją tylko i wyłącznie W
charakterze ozdobno-dekoracyjnym. Poza tym reżyserami w głównej mierze są mężczyźni...
- Co oznacza dla Pani magiczne słowo sukces?
- Chyba można to słowo różnie definiować. Na płaszczyźnie zawodowej -to mieć zapewnioną pozycję, pewną klasę od której się nigdy nie odstępuje,
zawsze być na odpowiednio wysokim poziomie. Ważna jest możliwość pogodzenia obu planów: zawodowego i prywatnego. Po prostu być szczęśliwą. Cóż,
pewnie znowu patrzę przez pryzmat kobiety.
- Była już Pani Celimeną w molierowskim "Mizantropie", Heleną w "Śnie nocy letniej" Szekspira. Czy jest jakaś postać, którą chciałaby Pani zagrać? Ta
jedna jedyna rola?
- W tej chwili nie. Tak się świetnie złożyło, że wszystkie role, z którymi się dotąd spotykałam, dały mi dużo satysfakcji i zadowolenia. Nie mam takiej jednej
wymarzonej. Chciałabym, żeby były one zróżnicowane, żebym łamała sobie na nich kark, szukała cech wspólnych, różnic. Wtedy mogłabym siebie
poznawać. Ciągle odpowiadać na pytania: czy jestem za, czy jestem przeciw?
- Jak czuje się Pani w zespole Teatru Starego?
- Jest to niezwykły zespół cudownych, wspaniałych ludzi. Zostałam przyjęta bardzo życzliwie. Po szkole zaczyna się wszystko praktycznie od początku.
Wchodzi się w zupełnie nowe środowisko, spotyka się nowych ludzi -znanych, szanowanych, których się podziwiało od iluś tam lat na scenie, na ekranie. I
nagle zaczyna się ich spotykać na korytarzach, w bufecie, w garderobach. Rozmawia się na tematy niekoniecznie związane z teatrem. Jest to naprawdę
cudowne, móc poznawać tych ludzi także od drugiej strony, tej bardziej prywatnej. Miałam olbrzymie szczęście, bo przeszłam właściwie bezboleśnie zmianę
życia szkolnego na teatralne.
- Czy posiada Pani jakieś wzorce zawodowe, mówiąc krótko: aktora - idola?
- Wiele jest takich "aktorów-idolów", którzy mi szalenie imponują. Meryl Streep to taki ideał, osoba która potrafi łączyć właśnie sukces prywatny z uznaniem
publiczności, krytyki. Jest i Nicholson i Peszek. Jana Peszka darzę szczególną sympatią, szacunkiem. Był to mój ulubiony profesor jeszcze z czasów
szkolnych, któremu bardzo wiele zawdzięczam. Zawsze można się zbliżyć do tego ideału, ale nigdy nie utożsamiać z nim tak do końca. Byłoby to nieciekawe,
powielanie jakiegoś wzoru. To co najcenniejsze to szukanie dla samej siebie miejsca. Natomiast warte do naśladowania są upór, wytrwałość i szalona pasja
z jaką podchodzili ci ludzie do swojego zawodu.
- Czy myśli Pani o pracy w filmie.
- Kraków leży trochę na uboczu przemysłu filmowego... Łódź, Wrocław, a przede wszystkim Warszawa, przez to że posiadają wytwórnie filmowe, dają
automatycznie większe szansę aktorom znajdującym się na miejscu. To zawsze jest ten problem: "Aa, pani spoza Warszawy - czy tam spoza Łodzi, no to
gdzie będzie się pani mogła zatrzymać? A, to już jest związane z dodatkowymi kosztami, bo trzeba pani hotel zamówić... "Tak więc, gdy dotyczy to jeszcze
debiutantki to wolą postawić na kogoś już sprawdzonego, pewnego, niż szukać, ściągać... Nie mam na razie szczęścia do filmu. Ostatnio nawet, jak się
pojawiła taka propozycja, okazało się, że koliduje z innymi planami, być może, że była to gra warta świeczki, musiałabym jednak zrezygnować na okres zdjęć
z występów w teatrze... Być może mój czas dla filmu jeszcze nie nadszedł.
- Czy aktorzy Teatru Starego komentują w Jakiś sposób krakowską wizytę Stevena Spielberga w związku z kręceniem "Listy Schindlera"?
- Z pewnością jest to temat budzący duże zainteresowanie, wiele się o tym mówi, z czystej ciekawości. Czy system produkcji jest u nich inny niż w naszych
filmach, czy też jest taki bałagan? Koleżanka z zespołu, która wzięła udział w tym filmie, dostała kiedyś po spektaklu olbrzymi bukiet kwiatów. Co się okazało
- to właśnie pan Spielberg przysłał "swojej" aktorce po skończeniu przez nią zdjęć piękne kwiaty. Zwyczaj u nas nie praktykowany.
- Proszę o wizję: Anna Radwan za dziesięć lat.
- Oby tylko sił wystarczyło, oby się nie wypaliło wszystko w środku, obym się nie stała bardziej zgryźliwa niż jestem i nieznośna dla otoczenia. Obym nie
została intrygantką, jakąś zawistną babą. Żebym nie utraciła tej ciekawości: co mi się może zdarzyć jako aktorce, jako kobiecie? I takie życzenie: nie być
uciążliwą...
- A Ania Radwan na co dzień?
- Na co dzień to jestem straszliwym bałaganiarzem! Moim problemem dnia jest sposób mojej gry, a nie ścieranie kurzu. Bałaganiara i osoba konfliktowa -
ale wiem o tym, co jak myślę, nie przekreśla mnie całkowicie.
-Czy jest Pani przesądna?
- Nie, właściwie nie, choć muszę powiedzieć, że też się nad tym zastanawiałam. Byłoby to dobre wytłumaczenie - dzisiaj spektakl poszedł mi gorzej, bo
dzisiaj jest piątek trzynastego, więc jestem usprawiedliwiona.
- Ulubiony kolor?
- Zieleń i błękit.
- A potrawa?
- Nie przepadam specjalnie za jedzeniem. Od niedawna moim ulubionym napojem - nie potrawą - jest campari z sokiem pomarańczowym i z lodem. Nie
wiem o czym to może świadczyć, ale bardzo mi smakuje.
- Mężczyzna w pani życiu?
- Jest taki jeden jedyny oczywiście - mój osobisty narzeczony. Musi to być mężczyzna, przy którym się czuję bezpieczna.
Rozmawiał: Lech Kotwicz