Gwoździe do trumny

admin 1993-06-30

Kraj, który nie rozwija kadry naukowej, nie łoży na badania naukowe, nie ma szansy na samodzielność państwową. to co dzieje się w kręgach naukowych, zwłaszcza na polskich uczelniach prowadzi do jednego wniosku: los ów czeka Polskę już w niedalekiej przyszłości.

Przyczyny masowej ucieczki z uczelni i placówek naukowych zmieniły się zdecydowanie w ciągu ostatniego dziesięciolecia. W pierwszej połowie lat osiemdziesiątych przyczyną dominującą była emigracja. Najliczniejsze grupy polskich uczonych trafiały do USA, RFN i Kanady (łącznie ok. 70% ogólnej liczby wyjazdów).

Przyczynami były stan wojenny, frustracja spowodowana falą zamordyzmu i straconymi nadziejami. Fala emigracji zewnętrznej w latach od zawieszenia stanu wojennego do chwili przemian ustrojowych lat 90-91 wyraźnie opadła, co nie zmienia faktu olbrzymich i niepowetowanych strat dla nauki polskiej.

Liczby są przerażające. Wg badań przeprowadzonych przez Europejski Instytut Rozwoju Regionalnego i lokalnego przy Uniwersytecie Warszawskim z 8 największych placówek polskiego życia intelektualnego w latach 1981-91 (zaledwie 10 lat) odeszło dobrowolnie 7019 naukowców, z czego na emigrację udało się 2706 osób (9,5% kadry). Wyjeżdżali głównie przedstawiciele nauk medycznych (14% zatrudnionych), matematyki i informatyki (13,7%), chemii i fizyki oraz nauk technicznych (9%).

Najbardziej ucierpiały Wrocław, Górny Śląsk i Warszawa, dużą część kadry straciły Łódź, Kraków i Poznań.

Przez wiele lat straszono nas owym "drenażem mózgów". Nie jest to jednak zjawisko obce innym częściom świata. Wszędzie ludzie o ponadprzeciętnych zdolnościach, elity intelektualne obdarzone pędem ku wiedzy, szukają miejsca, w którym mogą realizować swe cele, w którym znajdują dostęp do najlepiej wyposażonego warsztatu pracy, środków na badania i wysokich zarobków. Wymiana kadr, przepływ myśli naukowej na świecie jest stały. Nie zmienia to jednak faktu, że masowy exodus ludzi nauki z Polski był stratą niepowetowaną, świadczącą o całkowitej bezmyślności ówczesnych decydentów. Odrobienie tej straty zająć musi cały szereg lat, pochłonąć ogromne sumy i środki. Nie wiadomo czy znajdą się one. Sytuację naszej nauki, której stale obcina się budżet znamy wszyscy.

Ostatnie lata przyniosły kolejne ujemne zjawisko narastające z miesiąca na miesiąc. Spauperyzowana nauka polska znalazła groźnego konkurenta w rozwijającym się sektorze prywatnym. Ruch kadrowy z uczelni do innych zajęć ma niewątpliwie tło ekonomiczne. Poprzednio ludzie niezależni intelektualnie szukali w uczelniach azylu politycznego; teraz gdy system polityczny uległ zmianie, ludzie opuszczają uczelnie spauperyzowani i rozgoryczeni.

W Polsce praca naukowa nigdy nie przynosiła "kokosów", ale dawała szansę na względnie godziwe życie, perspektywy poznawcze oraz niemały prestiż. Aktualnie z tym ostatnim jest bardzo różnie, zaś z nauki trudno się utrzymać. Sektor prywatny odbiera wobec tego bez większego wysiłku kadry nauce, a zwłaszcza uczelniom wyższym. Przykładowo od kwietnia 1991 do kwietnia 1992 odeszło z Uniwersytetu Warszawskiego 132 nauczycieli akademickich. Najzdolniejsi absolwenci nie chcą przyjmować głodowych zaiste posad na uczelniach wyższych. Uczelnie nie dysponują środkami aby ich przyciągnąć. Dawniej proporcje między płacą oferowaną młodemu człowiekowi na uczelni i w gospodarce były jak 3:7 na niekorzyść uczelni, teraz zaś proporcje te układają się jak 2:10. Odchodzą też wyżsi pracownicy naukowi, tak z uwagi na niskie płace, jak i na brak możliwości prowadzenia, badań.

Ci, którzy zostają starają się dorobić poza uczelnią. Drugie posady pracowników naukowo-dydaktycznych stały się prawdziwą zmorą wszystkich ośrodków naukowych. Owe zajęcia, zawsze o wiele bardziej dochodowe są równocześnie nader praco i czasochłonne, ograniczają w sposób znaczny zaangażowanie pracowników w życie uczelni, prace naukowo-badawcze i dydaktykę. Niestety, twarde prawa rynku i tu dominują nad dawnymi kryteriami wyboru pracy ze względu na prestiż, dążność do zdobywania wiedzy pasję pracy z młodzieżą.

Kryteria zapotrzebowania rynku pracy. decydują o grupach odchodzących od nauki w najszerszej skali. Prym wiodą tu oczywiście ekonomiści inżynierowie i prawnicy. Odchodzą rzesze specjalistów językowych, filologów języków obcych.

Jak zatem uniknąć katastrofy w nauce polskiej? Opracowujący dane dla europejskiego Instytutu Rozwoju Regionalnego i Lokalnego przy UW uważają za jedyny sposób poprawę sytuacji materialnej kadry naukowej. Muszą zapaść decyzje o podniesieniu stopniowo w ciągu 5-h lat płac w szkolnictwie i placówkach badawczych. Druga sprawa to modernizacja warsztatów i zaplecza naukowo-technicznego, intensyfikacja badań w wybranych kierunkach.

Bez owych posunięć natury politycznej. zależnych od państwowych centrów decyzyjnych, możemy się spodziewać powolnego uwiądu, zaś w efekcie katastrofy nauki polskiej. W rozwiniętych krajach zachodnich firmy prywatne ponoszą obok państwa. ogromne koszty na rzecz rozwoju nauki, badań, zwłaszcza tych użytecznych. W Polsce jednak na początku jej drogi do nowego ustroju społeczno-gospodarczego przyjdzie czekać na to długie lata. Na razie obowiązek ten spoczywa na państwie. Dlatego nader bulwersuje, że ani rząd ani parlament jak dotąd nie zdobył się na poważną debatę o nauce i oświacie, a jedynie na obcinanie i tak skromnego jej budżetu.

Przemysław Trocki