Liderzy pod wodą
admin 1997-09-30
W szacowaniu skutków powodzi głównymi miernikami są hektary zatopionych pól, wartość utraconego majątku, liczba zniszczonych gospodarstw, dróg i innych części infrastruktury komunalnej. Niektóre straty są jednak trudniej wymierne, choć pewnie nie mniej ważne. Mam tutaj na myśli dynamikę lokalnego rozwoju. Pod tym względem każdy region ma swoich liderów, tj. takie gminy i miasta, które rozwijają się najszybciej i mobilizują sąsiednie miejscowości swoim przykładem. One to nadają tempo rozwoju całym regionom.
Właśnie takich liderów lokalnego rozwoju najbardziej dotknęła klęska powodzi. Nie stało się tak przez przypadek. Osadnictwo typu miejskiego, oparte na handlu i rzemiośle, najwcześniej rozwinęło się nad brzegami żeglownych rzek. Tak więc miasta dotknięte powodzią, zwłaszcza średnie i małe, mają często odległą tradycję. Młody samorząd miał tam na czym budować i wykazał się dużą dynamiką w działaniu. Dowody na to można znaleźć w samorządowych budżetach (patrz załączone wykresy).
Dobrym wskaźnikiem dla zdrowych finansów gminy jest wysokość jej dochodów własnych, a więc tej ich części, która bazuje na lokalnych podatkach i opłatach oraz gospodarce mieniem samorządowym. Gminy dotknięte powodzią miały w ubiegłym roku średnio aż 30 proc, więcej dochodów własnych aniżeli gminy pozostałe, w tym dochody z podatku od nieruchomości byty tam wyższe o ponad 40 proc. Odpowiednie różnice można też znaleźć w wydatkach samorządowych. Gminy dotknięte powodzią wydawały na gospodarkę komunalną i mieszkaniową około 30 proc. więcej aniżeli gminy pozostałe. Znaczna część tych wydatków miała charakter inwestycyjny, co tłumaczy wyższy o ponad 15 proc. poziom inwestycji poszkodowanych gminach. Gminy te są również liderami w prywatyzacji, z której dochody w zeszłym roku przewyższały tam o ponad 40 proc. podobne dochody pozostałych gmin.
Tak więc pod wodą znalazły się najlepsze, najbardziej dynamiczne samorządy. W takiej sytuacji strategia obecnego rządu w likwidowaniu skutków powodzi - my wam zbudujemy, my wam naprawimy - musi wyglądać z lokalnej perspektywy nieco groteskowo. Dowodzi ona, jak mato rząd orientuje się w rzeczywistych potrzebach lokalnych społeczności dotkniętych katastrofą. Dobrze gospodarujący samorząd nie potrzebuje, żeby mu rząd zbudował 1000 mieszkań. (Dlaczego akurat tysiąc? Czy ktoś zainteresował się rzeczywistym i potrzebami?) Potrzebuje on natomiast pomocy w rekonstrukcji swego własnego potencjału dochodowego poprzez odpowiednie transfery finansowe. Zadaniem państwa jest dostarczenie środków, a nie recept, a tym bardziej gotowych mieszkań, które szybką mogą zamienić się w slumsy, jeśli problem ich własności nie będzie całkiem jasny, l dlaczego uszczęśliwiać gminy dodatkową substancją mieszkaniową, jeżeli prowadzą one politykę prywatyzacji mieszkań?
Już dziś wiadomo, że od gmin, których powódź nie dotknęła, oczekiwać się będzie wydatnej pomocy przy usuwaniu jej skutków. Wezwania takie wsparte są argumentem solidarności z gminami poszkodowanymi. Zastanówmy się, co to może oznaczać. Minister finansów może dość dowolnie rozporządzać blisko potową gminnych budżetów. Czy ma on zamiar dokonać redystrybucji w tym zakresie, zabrać "suchym" i dodać "mokrym" według własnego uznania i próbuje już zawczasu znaleźć odpowiednią argumentację? Czy może minister postanowił oprzeć tę redystrybucję na zasadzie dobrowolności? A może zamierza on dokonać redystrybucji uznaniowej, a do tego dodać dobrowolną?
Szanowny Panie Ministrze, cokolwiek ma Pan zamiar uczynić, proszę możliwie najszybciej powiadomić o tym zarządy gmin, które już wkrótce zasiądą do sprawozdań budżetowych i będą musiały wiedzieć, ile pieniędzy mają do wydania w tym roku, nie wspominając już o potrzebie planowania przyszłorocznych wydatków.
Nikt nie może oskarżać samorządu o niesolidarność. Niemal każda gmina, która miała takie możliwości, zorganizowała kolonie dla dzieci powodzian. Nie zabrakło również pomocy sąsiedzkiej, w postaci dostarczania niezbędnego sprzętu i ludzi. Jednak czym innym jest pomoc, nawet wydatna, którą można pogodzić z racjonalną gospodarką własnymi środkami, a zupełnie czymś innym jest usuwanie finansowych podstaw spod nóg samorządów. Nie ulega wątpliwości, że gminy i miasta dotknięte powodzią muszą być traktowane na specjalnych zasadach, choć pomoc dla nich ze strony rządu powinna być bardziej przemyślana niż dotychczas. Czy oznacza to jednak, że pozostałe gminy muszą się pożegnać z inwestycjami, których projekty pochłonęły już tyle przygotowań i środków? Oznaczałoby to utopienie ogromnych wysiłków ostatnich lat również i tam, gdzie woda nie dotarła.
Polski samorząd terytorialny jest najbiedniejszy w całej Europie Centralnej. Jego dochody stanowią jedną trzecią dochodów samorządu węgierskiego i zaledwie połowę dochodów gmin czeskich. Jednocześnie zadania polskiego samorządu są nie mniejsze, a w niektórych przypadkach nawet większe, aniżeli we wspomnianych dwóch krajach. Najbardziej znaczącą częścią dochodów gmin czeskich i węgierskich jest udział w podatkach od dochodów osobistych: w Czechach wynosi on 60 proc., a na Węgrzech 30 proc. Udział polskich gmin w tym podatku wynosi zaledwie 15 proc. Wydatne podniesienie udziału w podatku dochodowym w gminach dotkniętych powodzie będzie znacznie skuteczniejszą formą pomocy, aniżeli doraźne i nie zawsze przemyślane działania. Powinno to skompensować straty związane ze spadkiem wpływów z podatków od nieruchomości, rolnego oraz od lokalnych przedsiębiorstw. W perspektywie taki wzrost udziałów powinien również objąć pozostałe gminy, aby ich dochody uzyskały poziom typowy dla Europy Centralnej.
Czytający te słowa wójt czy burmistrz może tylko pokiwać głową. To jest stan pożądany, lecz jak go osiągnąć? Problem polega na tym, że samorząd nie ma skutecznej reprezentacji. Organizacje, które mają go reprezentować, nie mają wystarczającej siły, a w dodatku działają bez porozumienia. Osiągnięcie, jakim było utworzenie Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego również nie daje oczekiwanych wyników. Z samorządowcami rozmawia premier, a o środkach decyduje minister finansów.
Znam opinię wielu wójtów i burmistrzów o rządowym programie usuwania skutków powodzi, ale nie usłyszałam jej jeszcze w pełni sformułowanej w środkach masowego przekazu. W okresie tak krytycznym dla przyszłości samorządu jak obecnie, wszystkie spotkania samorządowe organizowane są przez instytucje centralne i noszą wyraźnie znamiona kampanii wyborczej. W kampanii tej prawie każda partia mówi o silnym samorządzie i chętnie wystawia popularnych wójtów i burmistrzów jako swoich kandydatów. Jednak prawdziwe interesy samorządu są na ogół nieobecne w ich programach.
Przedruk z tygodnika " Wspólnota" z dnia 2.08. l997r.