Reforma, ale jaka
admin 1993-05-31
"Nie chcemy upaństwowienia człowieka, lecz uczłowieczenia państwa. Stańmy się znów ludźmi, abyśmy mogli być obywatelami, abyśmy mogli być
państwami" - J.H. Pestalozzi
Plany nowego podziału administracyjnego naszego kraju, zarówno tego na powiaty jak i na województwa wywołują wiele emocji. Częste wypowiedzi na ten
temat przedstawicieli rządu wskazują, że jest to jedna ze spraw priorytetowych. Wypisują je na swoich sztandarach kolejne ekipy "solidarnościowe". Równie
często mówią o nich wojewodowie, prezydentowie burmistrzowie, wójtowie, których problem ten dotyczy niejako bezpośrednio. Przywołuje się różne
argumenty, opowiadające za takim a nie innym rozwiązaniem. Wśród najczęściej powtarzających się dominują kryteria historyczne i ekonomiczne.
Natomiast tworzone na zamówienie urzędowe plany mają już prawie gotowe recepty aby...? No właśnie, recepty owe wydaje się, być nader względne,
tworzy się je bowiem przy ministerialnym biurku. Ślęcząc na tomami ksiąg, najczęściej tych dotyczących statystyk. W pamiętnym roku 1975, wtedy gdy
dokonał się "znaczący krok" w rozwoju socjalistycznej demokracji nazwanej wyniośle reformą d/s administracji publicznej, również procedura wyglądała
podobnie. Także przytaczano tomy statystyk i działano w imię ogólnego dobra. Był tylko jeden drobny szczegół, który również dzisiaj wydaje się być dla
rządzących niewiele znaczącym. Nikt nie pytał o zdanie ludzi zamieszkujących tereny poddane nowemu podziałowi. Ale wtedy w 1975 roku sytuacja mogła
wydawać się zupełnie normalna, była przecież Przewodnia Siła Narodu. A dzisiaj? Mamy prawo, mniej teoretycznie, do pewnych wątpliwości. Choć... jak
twierdzą często nasi politycy a jeszcze częściej posłowie - ludzie nie dorośli jeszcze całkowicie do demokracji.
I tak z punktu widzenia, a raczej z punktu siedzenia w Warszawie ten stan rzeczy wydaje się być jak najbardziej prawidłowy. Po prostu "ONI" (tzn. zwykli
ludzie) nie wiedzą jeszcze, że "MY" (...) to zrobimy najlepiej. Odnosi się to zarówno do wyborów, referendów jak i własnego podziału administracyjnego.
Można by zaryzykować opinię, że ciążenie do biurkowych foteli jak i wynagrodzenie pobierane za czynności przewertowania ksiąg jest wprost
proporcjonalne do wysokości stanowiska. Ale jak się ma do zmiany formacji społeczno-ustrojowej?
Coraz częściej dowiadujemy się o konfliktach pomiędzy gminami, a nawet konkretnymi województwami. Nie należy wyolbrzymiać tych incydentów jednak
trzeba je wziąć pod rozwagę. Nowy podział administracyjny rozgrzeje zapewne stare animozje i jeśli dokona się on całkowicie odgórnie bez możliwości
wypowiedzenia się społeczności gmin i województw to będzie to operacja nader niebezpieczna. Termin reformy administracyjnej jest dokładnie określony.
Wiadomo natomiast, że będzie to operacja bardzo kosztowna - ok. 1,5 biliona złotych. Brakuje wykształconych kadr do tworzonej nowej administracji.
Czasu pozostało sporo, ale nie tyle alby można go było zmarnować. Konsultacje społeczne czy też mini referenda zapewne wiele by wyjaśniły. Na przykład
województwo bielskie.
Podbeskidzie, jako jeden z nielicznych regionów zyskał na podziale z 1975 roku. Mieści się pod względem ekonomii w pierwszej dziesiątce w kraju.
Charakteryzuje znaczną liczbą firm prywatnych, oraz dużym napływem inwestycji zagranicznych. W województwie bielskim występuje obecnie jeden z
najniższych wskaźników bezrobocia w kraju... Co więc niepokoi ludzi zamieszkujących ten teren? W niektórych nowych planach zmian administracyjnych
znika z mapy % województwo bielskie. Czy zbyt dobrze mu się powodzi? Czy wydaje się być zanadto silne i samodzielne? Plan, o którym mowa kieruje się
głównie przesłankami historycznymi. Wszakże to na rzece Białej dzielącej Bielsko przebiegała kiedyś granica zaborów. Czy jednak przykład granic zaborów
jest słuszny? Wtedy chodziło głównie o utrudnienie w rozwoju i kontaktach polskiej społeczności. Obecnie chce się bielskie podzielić, a na niezły "kąsęk"
mają ochotę zarówno katowickie i krakowskie. Śląsk szuka tutaj zaplecza turystycznego, ekologicznego (woda), rynku pracy, oraz szansy podreperowania
własnego budżetu. Niezbyt jasne są przesłanki Krakowa. O losach województwa bielskiego najlepiej zdecydowaliby jego mieszkańcy oraz politycy znający
ten region.
Marek Newald