Zachować dla przyszłych pokoleń
admin 1994-10-31
Wszystkich wydawców w naszym kraju dotyczy obowiązek oddawania do wybranych bibliotek kilku egzemplarzy swoich publikacji. Od realizacji tego
obowiązku zależy czy obraz dzisiejszej Polski, utrwalony w publikacjach, pozostanie dla następnych pokoleń Polaków.
Zmiany ustrojowe przyniosły nieoczekiwane zagrożenie dla kultury polskiej. Jednym z tego przejawów jest niewywiązywanie się przez wydawców i drukarnie
z dostarczania do kilkunastu wytypowanych bibliotek tzw. egzemplarza obowiązkowego. Nie otrzymują go obecnie w komplecie nawet książnice narodowe,
to jest Biblioteka Narodowa w Warszawie i Biblioteka Jagiellońska w Krakowie, które mają obowiązek gromadzenia całości polskiej produkcji
wydawniczej. Biblioteki te kompletują wszelkie druki, nie tylko książki i broszury czy czasopisma. Gromadzą one również dokumenty życia społecznego,
czyli wszelkie biuletyny, informatory. jednodniówki, katalogi, programy, foldery, regulaminy, statuty, sprawozdania, ulotki, plakaty, nekrologi itp. Słowem
interesuje je każda zadrukowana kartka papieru, gdyż obowiązkiem tych bibliotek jest gromadzenie, przechowywanie i udostępnianie całoksztaku polskiego
piśmiennictwa narodowego.
Egzemplarz obowiązkowy ma długą tradycję. Pierwszy akt prawny poświęcony temu zagadnieniu został wydany już w 1537 r. przez króla Francji Franciszka
I. Nakazywano w nim dostarczanie po jednym egzemplarzu każdego druku dla Biblioteki Królewskiej. Za przykładem francuskiego króla poszli wkrótce
władcy innych krajów Europy. W niektórych krajach źródłem egzemplarza obowiązkowego był egzemplarz cenzurowy i egzemplarz pobierany za chronienie
praw autorskich. Tam wraz z pojawieniem się problemu magazynowania uzyskanych tą drogą książek zadecydowano, że będą one wykorzystywane do
uzupełnienia najróżniejszych zbiorów prywatnych i dworskich. Wielka Rewolucja Francuska przyniosła upaństwowienie istniejących we Francji
księgozbiorów, z królewskim na czele. Od tego też czasu można mówić o wykorzystywaniu egzemplarza obowiązkowego do celów
kulturotwórczych.
Ten mądry przepis o egzemplarzu obowiązkowym został wprowadzony w Polsce przed ponad 200 laty. Choć spóźniony w stosunku do krajów
zachodnioeuropejskich, miał nad nimi tę wielką przewagę, iż nigdy nie był pomyślany jako oręż do tłumienia swobodnej myśli, czyli cenzury i nie został
narzucony przez monarchę absolutnego, lecz ustanowiony z inicjatywy postów. Pierwszy projekt w sprawie egzemplarza obowiązkowego zgłoszono podczas
obrad sejmu w 1778 r. W 1780 r. uchwałą sejmową nakazano dostarczanie wszystkich druków z terenu Rzeczypospolitej Bibliotece Załuskich w
Warszawie, a z Wielkiego Księstwa Litewskiego w Bibliotece Uniwersytetu Wileńskiego. Od tego momentu z każdego wydawanego nakładu, dwa
egzemplarze druków i to przed wprowadzeniem ich do obiegu księgarskiego, miały nieodpłatnie wzbogacać zbiory publiczne. Wydawcom, którzy się nie
zastosują do tego przepisu prawa groziła konfiskata całego nakładu i zwrot pieniędzy za ewentualnie już sprzedane książki. Na Sejmie Czteroletni m ustalono
nowy podział egzemplarza obowiązkowego, zgodnie z którym wszelkie druki koronne miały być oddawane do Biblioteki Jagiellońskiej, litewskie do
Wileńskiej, a Biblioteka Załuskich miała uzyskać prawo do wszystkich książek wydawanych na terenach całej Rzeczypospolitej i tym samym stać się główną
książnicą państwową. Rozbiory przekreśliły jednak te zamierzenia, a zbiory Biblioteki Załuskich zarekwirowała Rosja.
Także w czasie rozbiorów dbano o sprawę egzemplarza obowiązkowego. Rząd austriacki Bibliotece Jagiellońskiej przyznał go specjalnym dekretem z 1807
r. Jednakże dotyczyło to wówczas tylko druków z terenów zachodniej Małopolski - druki z terenów wschodniej Małopolski wysyłano do biblioteki we
Lwowie. Odrodzone państwo polskie wprowadziło nowe przepisy, rozszerzając zarządzenie o egzemplarzu obowiązkowym na druki z terenu całej Polski.
Ostatnia ustawa o egzemplarzu obowiązkowym z kwietnia 1968 r. stwierdzała, że Biblioteka Narodowa w Warszawie powinna otrzymywać cztery
egzemplarze obowiązkowe druków, a Biblioteka Jagiellońska - dwa, po jednym biblioteki uniwersyteckie, biblioteki publiczne w Warszawie i w Szczecinie,
Biblioteka Śląska w Katowicach oraz biblioteki regionalne. Jeden z egzemplarzy jest archiwizowany (jest przeznaczony do trwałego zachowania); natomiast
drugi jest egzemplarzem użytkowym. Obowiązek bezpłatnego dostarczenia do tych bibliotek egzemplarza obowiązkowego wydawca zwykle zleca drukarni,
w innych wypadkach np. przy drukach wykonanych częściowo lub w całości za granicą, wydawca musi sam o nim pamiętać.
Jeszcze kilka lat temu biblioteki nie napotykały w tym względzie na większe trudności; kłopotem były opóźnienia w dostarczaniu im druków lub ginięcie
przesyłek na poczcie. Jedynym poważnym problemem było gromadzenie wydawnictw emigracyjnych. Przesyłki z takimi drukami często konfiskowali na
granicy celnicy i książki te wówczas w większości szły na przemiał. W latach 1980 książnice narodowe mogły nadsyłane im wydawnictwa emigracyjne
odzyskiwać, ale pod warunkiem wystąpienia do sądu o pozbawienie takich książek debitu, czyli prawa rozpowszechniania w Polsce. W ten sposób
ówczesne władze przerzucały na te biblioteki odpowiedzialność za tworzenie listy "książek zakazanych".
Od 1989 r. sytuacja egzemplarza obowiązkowego zmieniła się na tyle, że bibliotekarze biją na alarm. Wydawnictwa niemal powszechnie nie przesyłają
druków o takim przeznaczeniu. Są wśród nich nawet wydawnictwa uniwersyteckie. Powołują się przy tym na fakt. że ustawa jest, jak mówią, komunistyczna,
a dziś książki są tylko za pieniądze. Częstymi przyczynami takiego stanu jest także niewiedza i arogancja. Nowo powstałe wydawnictwa, które działają od
kilku lat lub krócej, czasem nawet nie wiedzą, że są zobowiązane do tego typu świadczenia. Dawniej biblioteki monitowały wydawców niewywiązujących się
z obowiązku, dziś jest to niemożliwe, wobec takiego rozrostu ruchu wydawniczego. Obecnie w samym tylko Krakowie jest kilkadziesiąt wydawnictw i około
400 mniejszych lub większych drukarni konkurujących ze sobą na rynku. Wydawcy szukają jak najtańszych i dających krótkie terminy drukarni, które w
odróżnieniu od starych, renomowanych i pamiętających zwykle o egzemplarzu obowiązkowym, ale drogich i powolnych - nie poczuwają się do tej
powinności. Najczęściej tłumaczą się względami finansowymi. Twierdzą, że nie będą wysyłać książek za darmo. W długiej i mozolnej korespondencji
pracowników BJ z wydawcami, finansowy motyw odmowy jest dominujący. Wydawcy utrzymują, że nie stać ich na "prezenty", a jeśli biblioteka chce
posiadać publikowane przez nich druki to powinna za nie zapłacić. Zdają się nie rozumieć, że także w ich interesie leży. by te publikacje były tam obecne.
Kalkulowanie kosztów zaćmiło zdrowy rozsądek nawet poważnych i zamożnych wydawców. Po wielu monitach, dopiero od września 1992 r. Polska
Oficyna Wydawnicza BGW zaczęła nadsyłać "Jagiellonce" po dwa egzemplarze swoich publikacji. Wcześniej robiła to sporadycznie (i tylko w l egzemplarzu)
lub wcale. W przypadku albumu "Kaplica Sykstyńska" niewątpliwie drogiego, ale. przecież poza wszystkim tym bardziej w bibliotece potrzebnego, gdyż
niewielu przeciętnych ludzi może go mieć w domu (8 min zł), BJ musiała zapłacić lak za egzemplarz użytkowy jak i archiwalny. Prawie wszystkie (z wyjątkiem
jednej) "Kroniki" będące w BJ zostały kupione, a "Wydawnictwo Kronika" raczej trudno podejrzewać o to, że jest nie dochodowe. Niektóre wydawnictwa
przesyłają swoje druki tylko za zaliczeniem pocztowym, twierdząc, że nie stać ich na bezpłatne rozsyłanie książek, jak piszą, "zamówionych przez
bibliotekę".
Bolączką jest także nadsyłanie - w ogromnej większości wydawnictw - po jednym egzemplarzu publikacji. Czytelnicy nie mają więc żadnej możliwości
korzystania z niego, gdyż jest on archiwizowany. W przypadku czasopism często zdarza się, że wydawca informuje z góry, bez podania przyczyny, że nie
przyśle określonych numerów pisma. Liczne są też de-komplety. Wszystko to pociąga za sobą określone konsekwencje dla wszystkich placówek,
najdotkliwsze zaś dla Biblioteki Narodowej. BN, która na podstawie egzemplarza obowiązkowego tworzy bieżącą bibliografię narodową - "Przewodnik
Bibliograficzny", nie rejestruje wszystkich wychodzących z kraju druków. Tym samym nikt w Polsce obecnie nie potrafi powiedzieć jakie mamy
wydawnictwa. Według szacunków braki w bieżącej bibliografii narodowej sięgają 50 procent ogółu produkcji wydawniczej! Ponadto, hamuje to krajowy i
międzynarodowy obieg informacji naukowej.
Prace nad nową ustawą biblioteczną utknęły w martwym punkcie. Nowe przepisy prawne w tym względzie zamierzał ustanowić poprzedni sejm. Posłowie
obecnej kadencji jak na razie nie zajmują się tym zagadnieniem. Bibliotekarze są pełni obaw. Mówią, że dziś jest bardzo zły okres dla gromadzenia literatury
polskiej i podkreślają, iż nie wiadomo, czy stale zwiększające się straty uda się kiedykolwiek odrobić. Biblioteka Narodowa w poczuciu krytycznej sytuacji,
w ostatnim okresie zwróciła się do prezydenta RP Lecha Wałęsy z dramatycznym apelem o wsparcie osobistym autorytetem i autorytetem piastowanego
urzędu poważnie zagrożonych funkcji BN. "Niestety z żalem stwierdzamy, że nasza działalność napotyka na coraz większe trudności, a liczne interwencje nie
odnoszą żadnego skutku." - pisali pracownicy BN - "Złe rozumiana wolność działania i niekiedy niesumienność niektórych drukarń i wydawców
doprowadziły do tego, że coraz większy procent produkcji wydawniczej do Biblioteki nie dociera."
Zdumiewające, że w tragicznych dla Polski wojennych czasach. kiedy za posiadanie książek i prasy konspiracyjnej wykonywano wyroki śmierci, lub w stanie
wojennym, gdy za wydawnictwa podziemne groziło pobicie lub więzienie, ludzie nie zapominali o wzbogacaniu bibliotecznych zbiorów. W warunkach pokoju
- ta rzecz jakby straciła na znaczeniu. Do obowiązku gromadzenia wszelkich wydawnictw i zachowania dla przyszłych pokoleń Polaków poczuwało się wielu
ludzi w czasie II wojny. W czasach, kiedy za posiadanie nawet jednego egzemplarza polskiej gazetki groziła kara śmierci, ludzie zbierali dla bibliotek prasę
konspiracyjną. W Bibliotece Jagiellońskiej zgromadzono wtedy dużą ilość, podobno nawet kompletne zbiory tytułów czasopism konspiracyjnych. Przepadły
one jednak już po wojnie w bardzo niejasnych okolicznościach. Panuje opinia, że zostały wywiezione na Zachód i sprzedane tam na jakiejś aukcji.
Także ludzie wydający konspiracyjne książki, gazetki, ulotki, wydawcy podziemni, i to nawet w najciemniejszych czasach stanu wojennego, bardzo często
przestrzegali zasady dostarczania tych wydawnictw do Biblioteki Jagiellońskiej i Narodowej. A były to przecież publikacje czasem wydawane nawet za
własne pieniądze. Przysyłali je anonimowo pocztą, lub przynosili ukryte pod ubraniem do biblioteki. Pracownicy chowali je w zakamarkach magazynów,
wierząc, że nadejdą "lepsze dni", kiedy pozycje te będzie można oficjalnie włączyć do zbiorów bibliotecznych. Gdy już mogły one wyjrzeć na światło dzienne,
okazało się, że np. w BJ czyniło tak niezależnie od siebie kilka zespołów. Dzięki temu, kiedy rozpoczęto oficjalne gromadzenie wydawnictw tzw. drugiego
obiegu, BJ dysponowała już sporą kolekcją takich druków.
Dzisiaj tylko od dobrej woli wydawców i drukarzy zależy czy następne pokolenia zastaną pełny, utrwalony w publikacjach, obraz dzisiejszej Polski. Dlatego
powinni oni nadsyłać do narodowych książnic: Biblioteki Narodowej i Jagiellońskiej wszystko, każdy druk jaki wydają.
Anna Biedrzycka