Prasa - szczegóły

2011-01-14

PiS mówi o skoku na dzielnicową kasę. Pracownicy miejscy, którzy zostali radnymi dzielnicowymi, dostaną zarówno pensję, jak i dietę. PO, która to przeforsowała, wskazuje na konstytucyjną zasadę równości.

W środę wieczorem na sesji rady miasta Platforma z zaskoczenia wprowadziła do porządku obrad uchwalę zezwalającą pracownikom miejskim, którzy zdobyli mandaty w dzielnicach, na pobieranie diet Zakaz łączenia diety z pensją wprowadzili w listopadzie zeszłego roku radni PiS, uzasadniając go konfliktem interesów.

Pracownicy miejscy to nie tylko urzędnicy magistratu, ale też osoby zatrudnione w spółkach komunalnych, a także przedszkolanki czy nauczyciele. - Zabranianie rym osobom należnych im diet byłoby nieustawowym dyskryminowaniem grupy zawodowej związanej z gminą - tłumaczy Grzegorz Stawowy, przewodniczący klubu PO. Komentuje też zarzuty PiS-u o konflikcie interesów. - Jeśli strażnik miejski, który jest radnym dzielnicowym, idzie odebrać inwestycję z dziedziny bezpieczeństwa, bo zna się na tym, to tylko trzeba się cieszyć, że wykorzystujemy jego wiedzę. Nie ma konfliktu interesów, bo on nie wpływa na budżet straży miejskiej - o tym decyduje rada miasta - dodaje Stawowy.

- Jestem zniesmaczony. Sprawę diet PO wprowadziła do porządku obrad wieczorową porą, gdy na sali nie było już dziennikarzy i urzędników. Trybem nagłym, odstępując od drugiego czytania. Radnym PO bardzo się spieszyło, by pieniądze procentowały na rzecz ich kolegów. To żenujące wykorzystywanie swojej większości - narzeka Mirosław Gilarski z PiS-u, podkreślając, że według przedstawionych radnym wyliczeń dodatkowe diety będą kosztować budżet miasta grubo ponad pół miliona złotych. W sumie na diety 372 radnych dzielnicowych miasto zarezerwowało 3 mln zł. Przewodniczący dzielnicy będzie teraz otrzymywać 2,6 tys. zł miesięcznie. Jego zastępca średnio 1400, a członek zarządu dzielnicy ok. 700 zł. Szeregowy radny musi się zadowolić dietą w wysokości 400 zł. Wprowadzono też finansowy bonus dla wszystkich radnych - będą oni otrzymywać delegacje - w kwocie od 70 do 150 zł - za udział w odbiorze dzielnicowych inwestycji, np. wyremontowanego chodnika, drogi, dachu szkoły czy ogródka jordanowskiego.

- Spieszyliśmy się z uchwalą w sprawie diet, bo baliśmy się, że nowi radni wystąpią z roszczeniami przeciw miastu - mówi Dominik Jaśkowiec z PO. - Dlaczego nie wprowadziliśmy uchwały do porządku obrad rano? Projekt był gotowy dopiero wieczorem - tłumaczy Jaśkowiec. Mówi, że by ukrócić zarzuty o konflikcie interesów, zaproponował, aby pracownik magistratu, który jest radnym dzielnicy, nie zajmował się sprawami jej dotyczącymi.

Wstępnie szacuje się, że łączenie mandatu z pracą w jednostkach miejskich może dotyczyć ok. 20-30 osób. Jedną z nich jest Arkadiusz Puszkarz, były przewodniczący dzielnicy XVIII Dębniki, pracownik magistrackiego wydziału geodezji. Teraz ponownie został radnym.

- W końcówce poprzedniej kadencji pracowałem za darmo. Startowałem w wyborach, choć miałem świadomość, że jako pracownik samorządowy nie będę otrzymywał diety. Ja po prostu mam duszę społecznika, chcę coś zrobić dla mojej malej ojczyzny, choć wiem, że dziś brzmi to nieco górnolotnie. To, że pracuję w magistracie, tylko pomaga mi być dobrym radnym dzielnicowym. Wiem, jak urząd funkcjonuje, wiem, czym zajmują się poszczególne wydziały. Korzystają na tym mieszkańcy mojej dzielnicy - mówi Puszkarz, który cieszy się, że w poprzedniej kadencji jego dzielnicy udało się wygrać konkursy na dwa ogródki jordanowskie, zbudować orlik, uratować dom kultury na os. Ruczaj - Zaborze, rozpoczęły się też remonty dróg. - Teraz do rady mojej dzielnicy dostało się dwóch nauczycieli. Czy to, że pracują w szkołach samorządowych, ma ich dyskryminować? Oni chcą w prywatnym czasie zrobić coś dobrego dla swojej dzielnicy - podkreśla radny.

Diety radnego nie będą otrzymywać radni miejscy, województwa, parlamentarzyści oraz eurodeputowani.

Magdalena Kursa
Gazeta Wyborcza Kraków

Komentarz

Magdalena Kursa:
Jeśli ktoś jest dobrym radnym miasta, czyta wieczorami opasłe urzędowe druki, przeprowadza przez radę śmiałe projekty - ma prawo do godziwej diety. To samo dotyczy dobrego przewodniczącego dzielnicy, dzięki któremu jakiś skrawek Krakowa zyskuje nowe oblicze. Nie rozumiem tylko, dlaczego radni PO przeforsowali uchwałę po cichu, wieczorem, z zaskoczenia. Jakby mieli coś do ukrycia Wprowadzając tę uchwałę normalnym trybem, można by porozmawiać o różnych dzielnicowych patologiach. Może o tym, czy radnych musi być tak wielu, a zarządy dzielnic tak liczne, i co robić, by radnym nie zostawało się przez przypadek, gdy w danym okręgu kandyduje tylko jedna osoba. A tak pozostaje wrażenie, że chodzi tylko o kasę! I potem radni będą się dziwić, że krakowianie nie chodzą na wybory.