2011-12-16
Nie zaskoczyło mnie, w przeciwieństwie do inwestora i władz miasta, uchylenie decyzji o warunkach zabudowy dla "szkieletora" przy rondzie Mogilskim. Tyle razy słyszałem już o planach ostatecznego rozwiązania problemu niedokończonego wieżowca i tyle razy byłem świadkiem fiaska takich planów inwestycyjnych, że jeszcze jeden taki przypadek nie mógł być dla mnie czymś wyjątkowym. Nie wnikam, czy to inwestor ma rację, czy też to po stronie protestującego jest prawda. Faktem jest, że "szkieletor" jeszcze trochę postraszy, a być może owo trochę przedłuży się w bliżej nieokreśloną przyszłość. Nie chciałbym sugerować, że to jakieś fatum ciąży na tym budynku, ale na pewno "szkieletor" to przykład niekończącej się historii.
Taką historią jest zapewne historia wojewody małopolskiego, a właściwie Jerzego Millera jako wojewody. Kiedy dwa lata temu odchodził z Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, sugerował, że wróci do Krakowa. I mam wrażenie, że jeśli za dwa lata znów premier poprosi go o pomoc, to ponownie nie odmówi i jeszcze raz po zakończeniu swojej misji będzie chciał zająć gabinet przy Basztowej. Ważniejsze jest jednak chyba wrażenie, że Jerzy Miller wrócił z Warszawy bardzo zmęczony (trudno się dziwić - odpowiadał przecież za raport o katastrofie smoleńskiej) i z wyrzutami sumienia. Przecież jego powrót oznaczał odsunięcie na bok dotychczasowego wojewody Stanisława Kracika, którego sam ściągnął na swoje miejsce i którego tak dobrze oceniali małopolscy samorządowcy. Wprawdzie Stanisław Kracik miał być wojewodą tylko na chwilę - do czasu wygrania wyborów na prezydenta Krakowa, ale ten scenariusz się nie powiódł.
Za taką niekończącą się historię należy też uznać sprawę kandydatów Platformy Obywatelskiej na prezydenta Krakowa. Choć ta partia w każdych wyborach zdobywa największe poparcie od krakowian, to jakoś jej kandydaci na prezydenta miasta nie mogą przekonać do siebie takiej liczby mieszkańców, która wystarczyłaby do wygrania wyborów.
Mam dziwne przeczucie, że i tym razem będzie o to bardzo trudno. Sam pomysł na stowarzyszenie, które już teraz będzie działać na rzecz Krakowa i jego rozwoju, wciągnięcie do grupy inicjatywnej poprzedników obecnego prezydenta i innych ważnych postaci dla Krakowa, wydaje się dobry. Sam nawet wielokrotnie sugerowałem, że jeśli PO chce mieć swojego prezydenta miasta, to musi go odpowiednio wcześnie pokazać, długo reklamować. Mam jednak wątpliwości, czy tą osobą powinien być poseł Ireneusz Raś. Na razie bardziej jest on znany z tego, że gra w piłkę z premierem i organizuje rekolekcje dla kolegów z sejmowego klubu. W Krakowie zasłynął przede wszystkim z bezpardonowej walki o władzę w regionalnych strukturach PO i braku skuteczności w lobbingu na rzecz pieniędzy na dokończenie drogi ekspresowej S7. I w tym przypadku nie tyle jest ważne moje wrażenie, ile to, czy PO będzie mieć jednego, popieranego przez całą partię kandydata, a poseł Raś - przynajmniej na razie - takim kandydatem nie jest.
GRZEGORZ SKOWRON