2011-03-15
Lokalne struktury PO mogą nie posłuchać wezwania Donalda Tuska do przedwyborczego zwarcia szeregów.
- Możecie pozabijać się dwa dni po wyborach, ale do wyborów ma być spokój - tak relacjonują słowa Donalda Tuska członkowie Zarządu Krajowego PO. Tusk miał tak powiedzieć 3 marca na ostatnim posiedzeniu tego ciała. Wezwał przedstawicieli skłóconych środowisk do pojednania. I zagroził konsekwencjami tym, którzy dalej będą rozbijać jedność partii.
Politycy PO mówią, że apel premiera uspokoił atmosferę. Symbolem tego było spotkanie na cygarze przywódców dwóch frakcji: Grzegorza Schetyny i Cezarego Grabarczyka. Odbyło się błyskawicznie, bo już następnego dnia po posiedzeniu zarządu.
Rzeczywiście, z PO dociera do mediów dużo mniej sygnałów o wewnętrznych swarach. Ale w kilku miejscach nie udało się opanować konfliktu. Tam regionalni działacze uznali, że nim zaczną się godzić z rywalami, muszą z nimi załatwić stare porachunki.
Muszą się spieszyć, bo goni ich wewnątrzpartyjny kalendarz. Prawdopodobnie dziś odbędzie się posiedzenie zarządu. Niewykluczone, że lider partii zapowie na nim, kto pokieruje sztabem wyborczym. Według publikowanych już przez media przecieków ma nim być Andrzej Wyrobiec. To działacz z Krakowa, dawniej związany ze Schetyną, dziś bliżej Tuska. Nie jest posłem ani nie ma w dyspozycji zbyt wielu "szabel", więc nie ma też ryzyka, że w kampanii będzie grał na siebie.
W piątek Klub PO wyjedzie pod Warszawę, by obradować z dala od mediów. - Każdy będzie mógł spuścić z siebie emocje - mówi członek władz partii. W sobotę rano zbierze się zaś Rada Krajowa PO. Tam w obecności jej kilkuset członków i mediów partia ma zaprezentować się jak "jedna pięść". Media mają zobaczyć, jak przyjaźnie odnoszą się do siebie skłócone do tej pory środowiska.
Być może już w sobotę zostanie też przedstawiony harmonogram układania list wyborczych. Czyli kwestia budząca największe emocje.
Do tej chwili skłócone struktury mają czas na wyrównanie porachunków.
Tusk najbardziej niepokoi się sytuacją na Podlasiu. Cały czas trwa tam konflikt między obecnym przewodniczącym Damianem Raczkowskim a poprzednim Robertem Tyszkiewiczem. Ten drugi kontroluje większość struktur. Dlatego szef regionu woli nie zwoływać zebrań władz wojewódzkich, by nie przegłosowano jego odwołania. W tej sytuacji lider partii zdecydował, że do wyborów na Podlasiu ma być utrzymane status quo. A decyzje, które podejmowały wojewódzkie władze partii, będą zapadały w Warszawie. Osobistym wysłannikiem Tuska ma być tam rzecznik rządu Paweł Graś.
Nie uspokoiło się też w Małopolsce. Trwa spór o rządy w miejskiej organizacji w Krakowie. Szef regionu Ireneusz Raś kontroluje struktury poza stolicą województwa. Jego rywale zarzucają mu, że teraz próbuje przejąć te w Krakowie. Rządzi nimi poseł Łukasz Gibała (prywatnie siostrzeniec Jarosława Gowina, również ostro rywalizujący z Rasiem). Ludzie Gibały zarzucają "agresorowi", że przeciąga na swą stronę krakowskich działaczy PO, oferując im pracę w spółkach Skarbu Państwa lub instytucjach samorządowych. Stronnicy Rasia odrzucają oskarżenia i twierdzą, że muszą zrobić porządek w "napompowanych" krakowskich kołach partii. Skądinąd zarzut "pompowania", czyli zapisywania do partii fikcyjnych członków, pada bardzo często w wielu platformerskich przepychankach.
Obie strony krakowskiego sporu zapowiadają odwołanie się do arbitra, czyli Pawła Grasia. W ten sposób rzecznik rządu, jeden z nielicznych ludzi w PO mających bezpośredni dostęp do premiera, wyrasta na jedną z najbardziej wpływowych osób w partii.
Niewykluczone, że Graś będzie musiał też rozstrzygać wciąż tlący się konflikt w Wielkopolsce między Rafałem Grupińskim i Waldym Dzikowskim, czyli obecnym a byłym szefem struktur wojewódzkich. Pierwszy, związany blisko ze Schetyną, ma za sobą większość struktur partyjnych. Dzikowski, też mający licznych stronników, może liczyć na wsparcie Grabarczyka.
Nieco kabaretowy charakter przybrał spór w Opolskiem. Tamtejszy szef regionu Leszek Korzeniowski postanowił rozliczyć Roberta Węgrzyna za jego wypowiedź o podglądaniu lesbijek. Motywował to troską o zachowanie "wysokich standardów". Nie dodał jednak, że Węgrzyn wcześniej był bliski wyboru na szefa organizacji wojewódzkiej PO w Opolu. Popełnił przy tym błąd, wulgarnie komentując w telewizji wpadkę Węgrzyna, co teraz wykorzystują przeciw niemu zwolennicy drugiej frakcji.
Piotr Gursztyn