2011-05-26
SLD bierze na listę do Sejmu uczestniczkę "Top Model", a PO sportowców. Ale dotąd celebryci nie błyszczeli w parlamencie.
26-letnia Marta Szulawiak, znana z programu "Top Model" w TVN, w którym walczyła o kontrakt modelki, chce startować do Sejmu z warszawskiej listy Sojuszu. - Chciałabym zająć się wyrównywaniem szans najuboższych i kobiet, motywować je do działania, uczyć przedsiębiorczości - mówi "Gazecie".
Nie zajmowała się dotąd działalnością publiczną. Prowadzi kursy tańca na rurze. Sama tańczyła w jednym z. warszawskich klubów, bo "zmusiła ją do tego sytuacja życiowa". Ubolewa, że w Polsce patrzy się na to wyłącznie przez pryzmat erotyki. - To ciężki wysiłek fizyczny, gimnastyka połączona z. akrobatyką. Na świecie to dyscyplina sportu. Federacja Tańców Pole Dance stara się, by taniec na rurze uznano za dyscyplinę olimpijską - podkreśla.
Mówi, że pochodzi z. ubogiej rodziny. Gdy miała osiemnaście lat, mama złamała kręgosłup w wypadku samochodowym. Ojciec zmarł wcześniej. - Pracowałam, wychowywałam siostrę, a mimo to skończyłam studia z zarządzania logistyką - opowiada.
Rzecznik SLD Tomasz. Kalita: - Jeżeli młode, znane osoby przychodzą do SLD, to warto korzystać z ich potencjału.
Z kolei PO bierze na listy sportowców. Z Łodzi ma kandydować do Sejmu siatkarka Małgorzata Niemczyk, z Małopolski znana snowboardzistka Jagna Marczułajtis (jest radną w małopolskim sejmiku), a z Gdańska gimnastyk Leszek Blanik. - Od lat pracuję z młodzieżą i niepełnosprawnymi. W Sejmie zajmę się sportem, edukacją i wykluczonymi - mówi Blanik. Funkcję posła traktuje jako służbę publiczną, a nie wejście w zawód polityka.
Agnieszka Pomaska, szefowa gdańskiej PO, podkreśla, że Blanik od lat wspiera PO w kampaniach. Przyznaje, że popularne nazwiska przyciągają wyborców. - Leszek jako poseł byłby bardzo oddany sprawom sportu - reklamuje Blanika.
Jednak jak dotąd znanym postaciom nie udało się zabłysnąć w Sejmie. Były piłkarz Grzegorz Lato - senator SLD w łatach 2001-05 - w ciągu czteroletniej kadencji nie miał żadnego wystąpienia w parlamencie. Dziś jest prezesem PZPN.
Znany rajdowiec Krzysztof Hołowczyc, który został europosłem PO w 2007 r., źle się czuł w polityce i nie wystartował w następnych eurowyborach. Także Janusz Dzięcioł, poseł PO, który wszedł do Sejmu na fali popularności z. reality show "Big Brother", szybko zniknął z mediów. Dziś zapewnia, że ciężko pracował w tej kadencji - miał kilkadziesiąt wystąpień i prowadził kilka ustaw, m.in. nowelizację ustawy o broni i amunicji czy o policji. - Ale to nie były spektakularne ustawy, którymi interesowałyby się media - ubolewa poseł.
Politolog Jarosław Flis z UJ uważa, że branie na listy znanych, którzy nie działali wcześniej w życiu publicznym, jest nieporozumieniem. - To nie są przypadki Ronalda Reagana czy Arnolda Schwarzeneggera, aktorów, którzy zrobili kariery w polityce. Nasi celebryci błąkają się po parlamentarnych korytarzach, szybko się nudzą i rezygnują - mówi Flis.
Jednak Pomaska podkreśla, że ten problem dotyczy nie tylko znanych osób.
W Sejmie są ludzie różnych profesji i nie wszyscy się sprawdzają. Znani są tylko bardziej widoczni - ocenia. Jako pozytywny przykład podaje Iwonę Guzowską, byłą bokserkę, dziś posłankę Platformy. Przeprowadziła w Sejmie ustawy dotyczące spraw społecznych, m.in. o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie i o pieczy zastępczej, ułatwiającą zakładanie rodzinnych domów dziecka. Guzowska uważa, że łatwiej w Sejmie odnaleźć się tym, którzy mają na siebie pomysł. - Jako sportowiec współpracowałam z domami dziecka. I zawsze wiedziałam, że tym chcę się zajmować - mówi "Gazecie".
Według Flisa to, że celebryci są na listach to efekt ordynacji proporcjonalnej. - Na listach jest tak dużo miejsc do zapełnienia, że trzeba naganiaczy, którzy mogą przysporzyć głosów. Znani doskonale się do tego nadają, więc dostają dalsze miejsca. Czasem zdarza się, że wejdą do parlamentu, ale zwykle pracują na jedynkę, którą jest znany polityk - mówi Flis. Dodaje, że gdyby były okręgi jednomandatowe, nikt nie zaryzykowałby wystawienia celebryty.
Renata Grochal